Po co nam dziadkowie?

Chciałam napisać artykuł o spotkaniach i relacjach w rodzinie, ale nie jestem psychologiem, nie czuję się na siłach.

Nie jestem też socjologiem, żeby stwierdzić jak to, co się teraz dzieje z pandemią, jak się od siebie oddalamy, żeby się wzajemnie chronić „przed sobą”- jak to wpłynie na nas jako społeczeństwo?

Jestem mamą, która widzi, co przeżywa jej 11-letnia córka, która kolejny miesiąc słyszy: „nie wracacie do szkoły”.

Jestem córką, która od swoich rodziców słyszy: „lepiej, żebyśmy się nie spotykali w te Święta, tata ma w styczniu operację i nie może się rozchorować”.

Jestem przedsiębiorcą, który zastanawia się „jak to długo jeszcze potrwa”.

Ale i na tych rzeczach się nie znam. Nie umiem przewidzieć przyszłości, jestem zniecierpliwiona, bywam smutna, nie rozumiem decyzji własnych rodziców, a co dopiero premiera…

Jedno na czym się znam, a przynajmniej taką mam nadzieję, to albumy i zdjęcia. Ale nie na ich pstrykaniu (w sensie że zdjęć), tylko używaniu. Wywoływaniu, dotykaniu, oglądani, mizianiu papieru. Na ich cenności.

Na tym się znam, ale to nie wystarczy. To nie wystarczy, bo w ostatnich miesiącach jeszcze bardziej niż wcześniej te wszystkie tematy są ze sobą połączone: nasze relacje, więzi, spotkania, rodzina, tradycje, opowieści, samotność lub jej brak, poczucie przynależności lub jej brak, wola walki lub jej brak…

Chciałam się tu wymądrzyć w stylu „Naukowcy z Oxfordu odkryli w swoich badaniach, że dzieci, które mają stały kontakt ze swoimi dziadkami, o wiele lepiej radzą sobie z problemami behawioralnymi i emocjonalnymi oraz lepiej znoszą traumy i sytuacje kryzysowe: (to akurat prawda i są takie badania)

Są tez inne badania –z Bostonu przeprowadzone w 2014 roku, które sprawdziły, że jest duży wpływ emocjonalnych relacji dziadków i dorosłych już wnuków na poczucie niepokoju (anxiety) i zachorowalność na depresję – zarówno u dziadków, jak i dorosłych wnuków. Chyba wiadomo jak to działa i w którą stronę ta relacja zachodzi. 

Są jeszcze inne badania, które sugerują, że posiadanie tożsamości międzypokoleniowej, znajomość historii rodziny i poczucie przynależności do niej, mogą sprawić, że dzieci będą miały poczucie większej kontroli nad swoim życiem, nawet jeśli świat poza rodziną wydaje się być poza kontrolą. Na przykład tak jak teraz. Bo chyba wszyscy się zgodzimy, że właściwie nic nie jest pod kontrolą.

Ale ponieważ jestem kiepska w te badania socjologiczne, to zapomnij, że o nich mówiłam.

Przyznam Ci, że się boję.

Boję się tego, w jaką stronę idzie ten świat i w jakim świecie będziemy żyć my, nasze dzieci i wnuki. Świat relacji cyfrowych (czy to jeszcze w ogóle relacja?), świat pozornego szczęścia i płytkiego kontaktu, świat bez dotyku, bez przeszłości i z niespokojną przyszłością.

I widzę jak moje dzieci się przed tym bronią. Jak moja najstarsza córka ma dosyć lekcji przed monitorem. Jak dwie młodsze odmawiają brania udziału w zbiórce zuchowej przed ekranem monitora. Bo czy to jeszcze zbiórka? Czy to jeszcze znajomość, która rozpoczyna się od przycisku „join” i kończy na przycisku „end meeting”?

Cieszę się, bo z dziadkami się jednak udało. Rodzice jakby poszli po rozum do głowy i na ferie dziewczyny pojechały do babci (dziadek w tym czasie w szpitalu na operacji).

Jak było dla nich ważne robienie z babcią pierogów i pączków, latanie po lumpeksach w poszukiwaniu bluzki z Myszką Miki, plecenie makramy (babcia jest specjalistką jeszcze z czasów, gdy to nie było tak modne) i robienie sobie domowego spa (czyli malowanie paznokci i robienie maseczek). W tym roku jest to warte o wiele więcej niż wszystkie zanzibary świata.

To będą w przyszłości opowieści, które z nimi zostaną. Z tego dziwnego czasu pandemii A.D. 2020/2021. Domowe legendy, rodzinne nowe tradycje, historyczne evergreeny, które opowiedzą nam za kilka dni, po powrocie z ferii, a za wiele lat będą opowiadały swoim dzieciom. Nawet jeśli dzisiaj koleżanka z mesendżera powie, że to ferie do dupy, bo ona była na Mauritiusie. i w przeciwieństwie do Mauritiusa stać na nie każdego w podobnje lub zmodyfikowanej formie, jeśli z jakichś powodów bezpośredni kontakt z dziadkami lub rodziną jest niemożliwy.

W dobie powszechnej komputeryzacji, pędu, niepewności i szumu informacyjnego potrzebujemy bliskości. Relacji. Czasu na bycie ze sobą, czasu na wyciszenie. To dokładnie odwrotny kierunek niż ten, w którym pędzimy. I trzeba będzie o ten zwrot zawalczyć.

Zadzwoń do tych, którzy Czekaja na telefon. Nie, nie pisz smsa. To nie to samo.

Posłuchaj opowieści o przeszłości-najlepiej na żywo, ale może być i przez telefon, jeśli nie ma innej opcji. Może to Ci coś wyjaśni? Dlaczego jesteś takim człowiekiem w tej właśnie rodzinie? Co Cię tu przyprowadziło? Miej czas, żeby tego wysłuchać od swoich rodziców lub dziadków. Żeby to zrozumieć. Może wybaczyć. Może przyjąć.

Obejrzyj stare zdjęcia. Może uporządkuj je w rodzinnym albumie.

Zaśpiewaj dzieciom stare piosenki ze szkoły albo pobaw się w swoje zabawy z dzieciństwa: państwa-miasta, ciepło-zimno, nawet w gumę można skakać w domu.

Obejrzyj stare bajki, poczytaj stare książki. Dla siebie i dla swoich dzieci. „Dzieci z Bullerbyn” czy „Ania z Zielonego Wzgórza” wciąż więcej nas mogą nauczyć niż Pokemony.

 Od tego czy cokolwiek przetrwa z naszej przeszłości, z którą wiążę dobre wspomnienia, tradycje, opowieści rodzinne, to co nas wzmacnia i daje siłę- od tego dziś może zależeć bardzo wiele. To siła, którą na przyszłość dostaną Twoje dzieci. Rozszerzony o wrażliwość na piękno, wartość, jaką stanowi rodzina, szacunek do osób starszych, być może z domieszką lekcji patriotyzmu i szacunku do naszego dziedzictwa narodowego.

Bądź retro w cyfrowym świecie.

Posted by